sobota, 31 grudnia 2011

Happy 2012



Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
Mystery

środa, 28 grudnia 2011

Green Tea - zielona herbata dla zdrowia i urody


Muszę przyznać, że przez całe moje życie piłam wyłącznie zwyczajną czarną herbatę, zazwyczaj earl grey.  Moje kubki smakowe już tak zostały skonstruowane, że nic innego w smaku nie jest w stanie przejść mi przez gardło. Zatem wszelkiego rodzaju mięty, rumianki czy też melisy nie dotknęły (i chyba raczej nie dotkną mojego podniebienia). Na zakup pierwszej zielonej herbaty skusił mnie stan mojej cery, która nie wiedząc czemu dostała ogromnego "wysypu" a dodatkowo stosowane kremy nie przynosiły żadnego ukojenia skórze. 


Początki z jej piciem nie były łatwe: najpierw piłam ją w stosunku 1:1 (1 torebka czarnej herbaty + 1 torebka zielonej obowiązkowo z dodatkiem cytryny) aby przełamać nieprzyjemny zapach i smak. Takie rozwiązanie zdecydowanie pomogło przyzwyczaić mnie do innego aromatu, aż z czasem przestałam zauważać różnicę i bez trudu mogłam przerzucić się na picie samej zielonej herbaty.

 Zielona herbata to nie tylko kilka minut przyjemności samego picia, jest to również wspaniały składnik, który ma dobroczynny wkład w naszą cerę. 
Czy wiesz, że zielona herbata wykazuje wiele właściwości zdrowotnych działających od środka -  pomaga nam zwalczać nie tylko oznaki starzenia ale dodatkowo zmniejsza ryzyko powstawania niektórych nowotworów. Po drugie ma dobroczynne działanie na naszą skórę, sprawiając że staje się ona promienista i ma mniejsze skłonności do powstawania wyprysków.

Skład chemiczny zielonej herbaty oprócz mniej znanych związków zawiera nie tylko wiele witamin:
A i F - działa na wzrok, skórę i włosy,
B- wpływa na układ trawienny,
C- w zielonej herbacie występuje w ogromnych ilościach,
K- pomaga odbudować florę bakteryjną,
P- wpływa na naczynia krwionośne,
ale również minerały i mikroelementy: wapń, magnez, fosfor, żelazo, miedź, fluor, krzem, kofeina.


Naukowcy w Wielkiej Brytanii dowiedli, że picie od 4 do 5 kubków zielonej herbaty zmniejsza wysoki poziom cholesterolu i ciśnienia krwi. 
Ponadto
łagodzi objawy trądziku działając przeciwzapalnie zmniejsza zaczerwienienia i wypryski.  Dodatkowo po wypiciu naparu zaleca się położenie listków na zmiany skórne, które wysuszą krostki.
Pomaga leczyć trądzik różowaty - jak pokazały badania blisko 70% osób zauważyło poprawę stanu cery.
- wzmacnia zęby i chroni przed próchnicą, 
- opóźnia efekty starzenia, 
zwalcza wirusy, bakterie oraz infekcje jamy ustnej,
obniża ryzyko zawału serca i miażdżycy,
ułatwia koncentrację,
- zaspokaja pragnienie działając zbawiennie zwłaszcza podczas diety. 

Kilka przepisów na piękną cerę


Z dostępnych na półkach sklepowych polecam następujące zielone herbaty (chociaż wiem, że takie prosto z herbaciarni pewnie smakują lepiej)

Oto mój osobisty ranking:


Herbapol zielona herbata o smaku cytrynowym (4,50zł/20 torebek)

Lord Nelson with Lemon (z Lidla) chyba jak do tej pory moja ulubiona (brak posmaku goryczy) (3,99zł/25 torebek)



Loyd Tea Green Sense z cytryną i limonką bardzo dobra herbata jednak niektórym może przeszkadzać zbyt intensywny smak limonki (4,99zł/20 torebek)



Loyd Tea Zielona herbata liściasta (3,99zł/100g)

Posti Zielona herbata (2,30zł/20 torebek)




Tetley Black & Green Tea (5,99zł/25 torebek)


-

Dakir Green Tea (z Biedronki) (2,99zł/100g)
Pomimo tego że cieszą się dobrą opinią to muszę przyznać, że z testowanych przeze mnie herbat te z biedronki okazały się być najgorsze, bardzo gorzkie w smaku i o bardzo brzydkim aromacie


Herbata Zielona Feel Green (z Biedronki) tej również nie polecam, podobnie jak poprzednia  bardzo brzydko pachnie, jak dla mnie miętą! i jest gorzka) (2,99/20 torebek)

Dzisiaj nie wyobrażam sobie chyba życia bez zielonej herbaty i piję ją non stop!

wtorek, 27 grudnia 2011

Czas na naturalne półprodukty - moje zamówienie z Naturalis

Dzisiejszy post będzie o naturalnych składnikach, które z łatwością można wykorzystać w naszej codziennej pielęgnacji. Muszę się przyznać, że kilka lat temu kupiłam na stronie www.biochemiaurody.com wiele różnych surowców, które na początku regularnie stosowałam, jednak z czasem ze względu na brak efektów o nich zapomniałam a większość z nich skończyła w koszu na śmieci. Kilka tygodni temu zrobiłam kolejne podejście, doszłam do wniosku, że zimą moja skóra potrzebuje wyjątkowego nawilżenia i nieco lepszej pielęgnacji. Szperanie na wielu forach w poszukiwaniu bogatszych w składniki kremów lub innych serów nie należy szczególnie do mojego ulubionego hobby, ze względu na fakt, że posiadam cerę problematyczną, ze skłonnościami do zapychania. Zatem samo znalezienie odpowiedniego dla mnie kremu to nie lada wyczyn.

Jednak stwierdziłam, że zaryzykuję i ponownie zaopatrzę się w naturalne składniki, najwyżej już nigdy więcej do nich nie powrócę. Na liście moich życzeń znalazły się przede wszystkim oleje, kwas hialuronowy i inne produkty za pomocą których mogłabym ukręcić przydatne sera do twarzy.

Przede wszystkim zależało mi na kosmetykach, które mocno odżywią mi twarz, a dodatkowo pomogą mi pozdbyć się starych przebarwień uspokoić moją skórę, zwłaszcza na brodzie, która ostatnimi dniami ma mega skłonności do zapychania i powstawania licznych zaskórników. 

Wiadomo, że obecnie na polskim runku jest wiele sklepów internetowych - począwszy od osławionych stron www.biochemiaurody.com, www.mazidla.com, www.helfy.pl. Jednak wiadomo, że czas oczekiwania tam na towar i wysyłkę jest niezwykle długi, a ponadto często pojawiają się tam braki półproduktów. Zatem w tym przypadku mój wybór padł na

W związku z tym zdecydowałam się na następujące składniki:








Ocena sklepu www.naturaliskosmetyki.pl: Generalnie jestem zadowolona z jakości otrzymanych produktów. Starannie zapakowane i oznaczone (co ułatwia sposób ich przechowywania), miły kontakt, niska wysyłka (tylko 9,50zł) i szybka dostawa towaru (jest szybciej niż w przypadku Biochemii Urody, a większość produktów jest dostępna), niskie ceny. Dodatkowo jeśli się poprosi o próbkę jakiegoś kosmetyku z pewnością otrzymamy coś gratis.

Mam nadzieję, że tym razem wytrwam w stosowaniu moich półproduktów, zwłaszcza że już widzę pozytywne skutki na mojej twarzy. Z pewnością będą one stanowiły doskonały zamiennik dla ogólnodostępnych kremów, które w moim przypadku mają często właściwości zapychające aniżeli odżywiające, a ponadto na pewno sprawdzi się dla cer problematycznych, które wyjątkowo potrzebują delikatnych w składzie produktów o właściwościach silnie regenerujących.

Jak na razie jestem nimi zachwycona i oby było tak do końca.
Mam nadzieję, że moja recenzją komuś się przyda i zachęci do wypróbowania naturalnej pielęgnacji.

Z pozdrowieniami dla Wszystkich,
Mystery

*Napisana przeze mnie recenzja jest w 100% szczera, a kosmetyki zostały przez mnie zakupione.


środa, 21 grudnia 2011

Perfumy Suddenly Madame Glamour - czy Lidl pobił Chanel?

Jakiś czas temu przeczytałam na jednej z zagranicznych stron o fenomenie perfum sprzedawanych w sieci sklepów Lidl - mowa mianowicie o zapachu Suddenly Madame Glamour, który zdaniem wielu osób jest doskonale skomponowanym zamiennikiem luksusowych perfum Chanel - Coco Mademoissele. W Wielkiej Brytanii produkt ten (Suddenly) dosłownie znika z półek Lidla w oka mgnieniu.

*Coco Mademoiselle to klasyczny i doskonały, a zarazem nowoczesny zapach dla pewnej siebie, energicznej kobiety. Chanel jak zwykle nie zawodzi, jest to zapach dość prosty, ale w tym właśnie tkwi jego elegancja. Można powiedzieć, że urzeka swoją prostotą, ale w niczym nie umniejsza to jego niezwykłości. Idealny dla kobiet pewnych siebie, pewnych swojego sukcesu, podążających za swoimi przekonaniami i marzeniami. Świetnie pasuje na codzień, jak i na wieczorne wyjścia. Z Chanel Mademoiselle zawsze możesz być pewna siebie, urzekająca i intrygująca. 

Nie ukrywam, że opis ten jeszcze bardziej spotęgował u mnie pragnienie posiadania tego zapachu, jednak jego cena skutecznie mnie zniechęciła do tego. Zatem postanowiłam poszukać czegoś tańszego o nutach zbliżonych do Coco. Ogarnęło mnie ogromne zdziwienie, gdy na wielu internetowych forach wyczytałam, że Suddenly to wypisz, wymaluj jego tańsza (a zarazem równie dobra) siostra. 





Co więcej "ślepe testy" przeprowadzone na grupie blisko stu osób stwierdziły jednoznacznie, że tańszy zapach Lidla przypadł im do gustu bardziej niż jego droższy zamiennik. Ponadto niezależny znawca zapachów - Jonhn Bailey przyznał, że świeże cytrusy połączone z delikatnymi nutami kwiatowymi prowadzą nas do intrygującego, egzotyczno - orientalnego zapachu, który nie tylko łudząco przypomina Coco Mademoissele, ale dodatkowo wyróżnia się niebywale dobrą jakością. 

Po przeczytaniu paru przychylnych recenzji Suddenly Madame Glamour postanowiłam wypróbować ten zapach. Zawsze to lepiej stracić 16,99 zł i się niemile rozczarować niż 230 zł za orginalny zapach Chanel. 
Zanim zdecydowałam się włożyć Lidlową perfumę do koszyka dzień wcześniej poszłam do sklepu i z ciekawości psiknęłam sobie na nadgarstek, żeby sprawdzić jaki to jest zapach. Na początku mnie nie zachwycił - był intensywny i ostry, jednak gdy wróciłam już do domu pięknie się rozwinął a rękaw mojej kurki pachniał fenomenalnie.


Nuty zapachowe perfum Coco Mademoiselle przedstawiają się następująco:
NUTA GŁOWY - sycylijska pomarańcza, kalabryjska bergamota
NUTA SERCA - róża, orientalny jaśmin
NUTA BAZY- indonezyjska paczula, haitańska wetyweria, vanilia z Reunion, białe piżmo.

Moja opinia o Suddenly Madame Glamour:
- jest to piękny, delikatny ale zarazem intensywny zapach kwiatowy, 
- nie jest duszący i mdły (czego zdecydowanie nie lubię w perfumach),
- rzeczywiście długo utrzymuje się na skórze, 
- prosty flakon,
- pojemność 50ml,
- niska cena - tylko 16,99 zł za tak piękny zapach! 

Muszę szczerze przyznać, że miło rozczarowałam się tym zapachem. Nigdy nie sądziłabym, że delikatesowe perfumy będą w stanie tak mnie zachwycić i jestem pewna, że nie odstawię ich gdzieś na dno szuflady.
Mimo, że zapach Codo Mademoiselle znam tylko z testeru jaki miałam, to szczerze powiedziawszy nie rozpoznałabym, który zapach to Suddenly, a który Chanel - są zbyt bardzo do siebie podobne.
Polecam niezdecydowanym, myślę że warto go wypróbować.


niedziela, 4 grudnia 2011

Blink Blink nails - czas na brokat!

Witajcie,
jak wiadomo Święta zbliżają się coraz szybciej a na dodatek w sklepach możemy spotkać masę kolorowych, błyszczących i świecących dekoracji, które w wyjątkowy sposób wpisują się w otaczającą Nas atmosferę. Okres świąteczny to najlepszy moment, w którym brokatowe kosmetyki, ubrania czy też różnego rodzaju dodatki sprawdzają się doskonale.
Zatem dlaczego nie wykorzystać tego motywu na naszych paznokciach?
Dziejszy post będzie
o Blink Blink Nails.


Nigdy jakoś nie przepadałam za tego rodzaju lakierami, bowiem zawsze wydawały mi się nieco dziecięce. Jednakże będąc ostatnio w drogerii po wielu próbach w poszukiwaniu idealnego brokatowego lakieru natknęłam się na małe święcące cudo, które pokochałam miłością ogromną.

Zanim go odnalazłam testowałam kilka różnych wersji jednak żadna z nich miała doskonałego krycia. Jedne drobinki były za grube, inne za mało zostawiały brokatu. Już miałam zrezygnować z dalszych prób dopóki w szafie Essence nie wypatrzyłam lakieru nawierzchniowego ze specjalnym efektem z serii
  Nail Art 06 you're a gold mine. 



Kolor jest prześliczny, jest to delikatny srebrno - złoty, który świeci się jak białe złoto. Nie jest to typowy srebrny odcień, ale coś lekko ciemniejszego. 
Krycie jest zadowalające, dwie warstwy pozwalają uzyskać efekt dobrze pokrytego paznokcia. Lakier nie odpryskuje, długo się trzyma a jego wykończenie jest gładkie. 

W moim przypadku lakier ten stosuję tylko na jednym wybranym paznokciu w połączeniu z jakimś cielistym kolorem. Jednak następnym razem wypróbuję go na wszystkich, gdyż efekt jaki można z nim osiągnąć jest naprawdę świetny. Nie jest to typowy ciężki brokat, ale delikatna choć widoczna mgiełka. 

Uwielbiam go!



Zostaw po sobie komentarz :)


czwartek, 1 grudnia 2011

Dbamy o stopy zimą


Jako, że zima zbliża się do nas wielkimi krokami warto w odpowiedni sposób przygotować nasze stopy na ten czas. Skrywane pod grubą skarpetą wymagają bardziej troskliwej pielęgnacji. Przesuszone, popękane czy pozadzierane pięty są konsekwencją tego, że w przeciwieństwie do okresu letniego nie poświęcamy im za dużo czasu. Warto również pamiętać, że w ciepłych butach, dodatkowo zimą ocieplanych nasza skóra nie jest w stanie we właściwy sposób oddychać. Wszystko to sprzyja nie tylko rozwojowi infekcji, ale również nieprzyjemnemu zapachowi. 

Zatem jak zadbać o nasze stopy zimą?
Po pierwsze: pamiętajmy o regularnym zmiękczaniu skóry używając do tego ciepłej kąpieli, najlepiej z dodatkiem aromatycznych olejków oraz soli, które w odpowiedni sposób zmiękczą twardy naskórek naszych pięt. 

Po drugie: gdy skóra jest już w odpowiedni sposób zmiękczona, następnym krokiem powinno być pozbycie się zrogowaciałego naskórka. Do tego celu może posłużyć nam pumeks, tarka do pięt lub pilnik. Muszę się przyznać, że przez całe życie myślałam, że to właśnie pumeks jest najlepszym do tego sposobem. Jednak nigdy nie byłam do końca  o tym fakcie przekonana, a to dlatego że pumeks nie dawał oczekiwanego przeze mnie efektu super gładkich stóp. Zawsze pozostawały jakieś niedociągnięcia, które przybierały postać licznych "zadziorków".

Wyobraźcie sobie więc jakie było moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy użyłam pilnika do stóp dostępnego w sieci sklepów Rossmann. Nie sprawdza się na bardzo zmiękczonych stopach, a to dlatego że lepsze efekty osiąga się wtedy, gdy są one suche. Skutkiem jego użycia są niezwykle miękkie, gładkie stopy jak u niemowlaka. Uwielbiam ten efekt, a odkąd jestem w posiadaniu tego pilnika pumeks poszedł w odstawkę. 

Chcąc dopełnić ten efekt warto użyć dodatkowo jakiegoś peelingu, który nie tylko wygładzi skórę naszych stóp ale dodatkowo oczyści płytkę naszych paznokci. 

W moich planach zakupowych jest jeszcze tarka do stóp marki Avon (ta niebieska), która cieszy się dobrą opinią wśród jej posiadaczek. Zatem więc jak tylko trafi ona w moje ręce na pewno zdam z niej recenzję.  

Po trzecie: kiedy pięty są w odpowiedni sposób odświeżone, zajmujemy się naszymi paznokciami. Okres zimowy to czas, kiedy bardzo często zapominamy o ich regularnym przycinaniu, co może w konsekwencji skutkować nie tylko wrośnięciem paznokcia w skórę ale również pękaniu, z którym mam ostatnio poważny problem. Nie ma bowiem nic gorszego jak pęknięty w połowie paznokieć, który za nic nie chce się regenerować. 

Paznokcie należy piłować prosto, nadając im kształt łopatki. Następnie wygładzić powierzchnię płytki kostką polerską, pomalować odżywką wzmacniającą oraz lakierem. 

Po czwarte: kiedy pielęgnacja naszych stóp dobiega końca ostatnim jej etapem jest odpowiednie nawilżenie. Oto jakich ja używam do tego celu produktów:

1. Avon Planet Spa, African Shea Butter, Intensive Foot & Elbow Cream 
(Tropikalny krem do stóp i paznokci z kwasami AHA)

Jak do tej pory ulubiony przeze mnie krem do stóp, który rzeczywiście nawilża moje stopy, zostawiając tłustą warstwę, która długo utrzymuje się na skórze pozostawiając ją jednocześnie gładką i głęboko odżywioną. Zapach bardzo fajny, przypominający palony karmel. Polecam. 

2. Oriflame Foot Care, Overnight Moistruising Foot Cream
(Nawilżający krem do stóp na noc)



Kolejny krem z serii głębokich nawilżaczy, ma typową tłustą i bogatą konsystencję, która długo utrzymuje się na stopach. Przyjemnie pachnie. Ma działanie zbliżone do kremu z Avonu. 

3. Avon Foot Works, Heel Softening Cream
(Zmiękczający krem do pięt)

Zdaniem osób, które w mojej rodzinie borykają się z problemem pękających pięt jest to kolejny krem, który skutecznie regeneruje uszkodzony naskórek, przyśpieszając tym samym gojenie ran. Głęboko nawilża stopy. Bardzo podobny w swoim działaniu do wyżej wspomnianego kremu Oriflame. Gorąco polecam.



Zatem pamiętajmy o pielęgnacji naszych stóp także zimą, mimo że są one wtedy rzadko kiedy eksponowane  wymagają od nas przynajmniej minimalnego zainteresowania.